czwartek, 11 grudnia 2014

Mój pierwszy rok w Anglii

Mija rok odkąd tutaj jestem. Pora na przemyślenia i podsumowania.

Wierzyć się nie chce jak to szybko minęło. Jak zupełnie inaczej odbieram ten kraj teraz kiedy go trochę poznałam.

Jak oceniam po tym czasie angielską rzeczywistość ? Jedziemy :

- tak ,to prawda ,że w Anglii jest praca. Można ją szybko zdobyć, można się z niej utrzymać . Im lepszy Wasz angielski tym lepiej dla Was.
Prawda jest również to ,że  w Anglii łatwo jest pracę stracić.


Tutaj liczą się trochę inne zasady niż w Polsce. Za złamanie zasad typu Health & safety (np surfowanie po internecie w godzinach pracy , wysyłanie korespondencji z firmowego maila, złamanie zasad bhp) można polecieć bardzo szybko bez względu na to jak dobrym pracownikiem jesteście i jak długi macie staż w danym miejscu pracy. I nie ma zmiłuj - pozostaje modlitwa aby wasz pracodawca nie zamieścił o tym notki w Waszych referencjach. Po drugie Anglicy bardzo patrzą na to jaką jesteś osobą - lubią Cię - masz spokój,nie lubią :D - zrobią wiele żeby  napsuć krwi . Są pamiętliwi,oj tak :)

Nie ma jednak tragedii,bo jak stracicie pracę ,znajdziecie sobie nową łatwiej niż dzieje się to  w Polsce. Przynajmniej na razie, co będzie chociażby po wyborach w 2015 to się okaże.

- tak ,to prawda ,że Anglicy są flegmatyczni. W pewnych kwestiach człowiekowi się to udziela ,ale są sprawy ,w których ta flegma potrafi wyprowadzić z równowagi. Wielu z Was słyszało zapewne np o czekaniu  w izbie przyjęć w szpitalu po ileś tam godzin ,niemal niezależnie od stanu w jakim pacjent tam trafił. Sprawy urzędowe są załatwiane bardzo sprawnie i szybko albo ciągną się w nieskończoność. Niedawno wysłałam moją aplikację o tymczasowe prawo jazdy załączając oryginał mojego dowodu osobistego (taki jest wymóg). Minęły 2 tygodnie a ja nie mam nadal potwierdzenia czy  w ogóle ta aplikacja do nich dotarła - bo mają czas. O tym jak przebiegała sprawa z wynajmem mieszkania pisałam TU . Czasem trzeba porządnie tupnąć nogą,żeby ktoś się obudził i zajął rozwiązaniem problemu,a nie przekazywał go do Katie, Katie do Jake'a,Jake do Tom'a  itd.

- angielska służba zdrowia to farsa. Z jednej strony podoba mi się to,że każdemu nie przepisują antybiotyku jak wody - z drugiej lekceważą sprawy ,które mogą być poważne w skutkach . Praktykują zasadę - pożyjemy zobaczymy... Gorzej jak pacjent zejdzie ,bo jednak to faktycznie był stan przedzawałowy a nie grypa.  Moja "ulubiona" opowieść z bedfordzkiego szpitala,to ta jak przez 2 miesiące nie potrafili prawidłowo zdiagnozować raka u pewnej kobiety - 3 razy wydano sprzeczne opinie. O moich perypetiach natomiast pisałam TU .

- Anglicy potrafią genialnie spędzać czas wolny. Mowa tutaj o ludziach bliżej wieku średniego . Mają rozmaite hobby,lubią się razem spotykać na wszelkich festynach,wystawach - uwielbiają imprezy na świeżym powietrzu . Bardzo mi się to podoba. Czuje się wyraźnie,że to jest weekend  - szczególnie latem.
To co mi się mniej podoba to sposób spędzania czasu przez młodych Anglików. Shopping,shopping,shopping ,aaaa i knajpy. Ogólnie rzecz biorąc spędzanie czasu na wydawaniu pieniędzy . Zakupy,frytki i cola  - to taki standard. Najgorsze jest to ,że małe dzieci od początku uczone są rasowego konsumpcjonizmu.

- Ludzie tutaj, generalnie rzecz biorąc, są dość zamknięci w sobie. Każdy pilnuje swoich spraw. Choć w ciągu roku pobytu nie zdarzył mi się ani jeden przypadek jakiejkolwiek dyskryminacji Polaków ,mam wrażenie,że starają się unikać imigrantów. Ale to może kwestia miejsca,w którym mieszkam. Tych ,których spotkaliśmy na szlaku w czasie naszych wędrówek byli bardzo mili  i dumni,że zwiedzamy ich kraj. Jeśli ktoś się nie przywita na szlaku to w 99% są to Polacy - niestety :/.

- Anglia jest pięknym krajem. Jest piękna w zupełnie inny sposób niż Polska. Rozległe przestrzenie, liczne pola ,które można przemierzać, urokliwe angielskie wioski ,mnóstwo całorocznych roślin dzięki czemu nawet zimą nie jest "łyso".  To czego mi brakuje tutaj do pełni szczęścia to lasów. Co roku odwiedzałam Bory Tucholskie , sporo w ogóle wędrowaliśmy po Kaszubach , ba nawet w Trójmieście jest mnóstwo lasów ,a tu w Anglii ubogo i drzew jak na lekarstwo.

Reasumując.
Rok spędzony tutaj uważam za udany. Myślę,że jak na na początek naszej angielskiej przygody dużo spraw udało nam się ogarnąć. Już nie czuje się tutaj tak bardzo obco. Poznałam nowych ludzi. Przekonałam się jak to jest naprawdę z przyjaźniami kiedy opuszczasz swój kraj, mało optymistycznie ale za to czegoś się nauczyłam (o tym kiedyś oddzielny post). Przełamałam swoją barierę językową i przy każdej podróży do PL przełamuję strach przed lataniem (jest lepiej ,ale nigdy tego chyba nie polubię :D).
Do szczęścia brakuje mi na chwile obecną rodziny,bo z miesiąca na miesiąc odczuwam mocniej brak moich bliskich. A ostatnio po raz pierwszy zatęskniłam za smakiem polskiego chleba. Mimo,że go prawie nie jadam to schrupałabym chyba cały bochenek sama :D.

Pozdrawiam drodzy czytelnicy  :)


2 komentarze:


  1. no ja mialam juz 5 prac, bo sie okazalo, ze z tej 1 dupa wyszla...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też często się dzieje. Ja w ogóle mam wrażenie,że sami Anglicy zmieniają (z własnej woli bądź nie) tę pracę bardzo często - szczególnie w porównaniu z PL. Tutaj do tego dorabiana jest ideologia ,że im więcej prac tym większe doświadczenie :D.

      Usuń