wtorek, 31 grudnia 2013

Pierwszy lot - lepiej późno niż wcale

Całe życie bałam się lotów samolotem. Fakt iż żadnym nie leciałam wcale mi nie pomagał. Im byłam starsza tym lęk przed nieznanym był większy.
Aż tu nagle przyszło mi się zmierzyć z moim strachem i nie powiem - potraktowałam to jako swojego rodzaju wyzwanie.

Mam nadzieję ,że mój wpis pomoże niektórym ,którzy równie mocno obawiają się tego środku transportu .

Samolot był najlepszym rozwiązaniem na szybki transport z Polski do Anglii z małym dzieckiem. Podróżować miałam bowiem sama z córką. Mąż wyjechał prawie 2 tygodnie wcześniej zabierając wszystko to co zdołał do osobowego samochodu ,łącznie z naszymi kotami ,o których pisałam w poprzednim poście. Czemu tak długo zwlekałyśmy z dojazdem ? Miałyśmy dojechać juz 01 grudnia ,jednak najpierw się okazało,że mąż zapomniał zabrać paszportu córki do Polski  , a drugi termin lotu nie wypalił ze względu na złe warunki atmosferyczne. Dreszczyk emocji miałam już zatem zanim wsiadłam na pokład samolotu.

Dzień lotu ,godz. 5.00 znalazłam się na lotnisku.




Mała na szczęście nie dramatyzowała,że ją obudziłam nad ranem ,zjadła nawet śniadanie i na lotnisku miała całkiem dobry humor. Powiem Wam jednak ,że samotna podróż z 2,5 latką ciekawską i nadpobudliwą to istny koszmar. Cała procedura ,którą potem przeszłyśmy sprawiła ,że z istnym utęsknieniem oczekiwałam na odlot samolotu.

Wchodząc na lotnisko w pierwszej kolejności poszłam pod tablice informacyjna aby dowiedzieć się gdzie ma się odbyć odprawa bagażowa. Ja i córka miałyśmy bagaże podręczne bezpłatne. Linia ,która leciałyśmy to Wizzair. Niedaleko okienka są stojaki z logo tej firmy ,gdzie możemy sprawdzić czy nasz bagaż podręczny mieści się w wyznaczonych parametrach . Pani przy okienku zakłada specjalne naklejki na rączki bagażu i idziemy dalej do punktu kontroli bagażu. Tam właśnie moja córka zaprotestowała kiedy kazano nam ściągnąć wierzchnie ubrania,a nakaz ściągnięcia rękawiczek przyjęła z wybitnie dużą dezaprobatą. Pani z kontroli wysypała wszystko z plecaka córki co wprawiło mnie w mega wściekłość ,bo wszystko było dokładnie poukładane tak aby się zmieściło. Kiedy pojawił się kontroler żeby sprawdzić mój plecak opadły mi ręce . Na szczęście zrezygnował z tego zamiaru ,a ja po chaotycznym spakowaniu na nowo plecaka córy ,z górą naszych ubrań na ręku i biegającym w koło mnie dzieckiem udałam się dalej ,myśląc,że teraz to juz z górki.

W połowie drogi do wyjścia na lot kolejna kontrola. W okienku należało pokazać dowód ,paszport dziecka i  w moim przypadku poproszono również o akt urodzenia córki,ponieważ mamy inne nazwiska. Uczulam : jeśli Wasze dziecko ma inne nazwisko i podróżujecie z nim sami  - zabierzcie AKT URODZENIA DZIECKA .Mi uwierzono na słowo ,że go posiadam.Jednak gdybym musiała okazać dokument i bym go nie miała  - nie przeszłabym kontroli. 

Później sklep Duty free. Kupiłam młodej sok , nie miałam juz przy sobie złotówek tylko funty. Uśmiechnięta Pani poinformowała mnie ,że mogę zapłacić wieloma walutami w tym i funtami . Okazało się jednak  przy wydawaniu reszty ,że mogą mi wydać 1 funta i resztę złotówkami bo nie mają więcej.

Kolejna kontrola tuz przed wyjściem na płytę lotniska  - dokumenty i karta pokładowa i w końcu ostateczna kontrola juz na pokładzie samolotu - sama karta pokładowa.
Przyznam się Wam ,że nigdy bym się nie spodziewała ,że to wszystko może tyle trwać. Przynajmniej wiem ,że na lotnisku trzeba się zjawić przynajmniej godzinę przed lotem. Gdybym była sama,pewnie poszłoby szybciej,ale dziecko w takim wieku skutecznie potrafi opóźnić całą akcję .

Sam lot - dziwne uczucie... trochę stresujące dla mnie ale jednocześnie przyjemne. Może czułabym się bardziej odprężona gdyby nie fakt,że siedziała koło mnie spanikowana kobieta,która regularnie wpijała palce w fotel, rozglądała się nerwowo przy każdym ruchu stewardess ,a przed samym lądowaniem zamknęła oczy ,zacisnęła ręce na fotelu i wyszeptała : zaczyna się ! Nie była jedyną osobą w samolocie ,u której zauważyłam objawy paniki i stresu. Zważywszy ,że był to mój pierwszy lot,i nie wiedziałam czego się spodziewać - to właśnie ci ludzie denerwowali mnie bardziej niż fakt,że znajduję się w samolocie .

Po wylądowaniu  - a było to bardzo łagodne lądowanie, przywitała mnie gęsta mgła. Z jej powodu zresztą odwołano prawie 80 lotów w Anglii w dniu następnym . Na lotnisku jest jedna bramka ,na której należy okazać dokumenty. Tam również spytano się mnie o akt urodzenia córki. Kiedy Pan zobaczył ,że znalezienie tego dokumentu trochę potrwa machnął ręką,ale pouczył mnie,żebym pamiętała aby taki dokument na przyszłość mieć przy sobie razem z dokumentem tożsamości.


 Reasumując,zamierzam latać dalej. Mam nadzieję,że zawsze będą to szczęśliwe loty  i szczerze polecam innym. To tylko 3h łącznie i jesteście w UK. Myślę,ze to dobra alternatywa dla kilkunastogodzinnej jazdy autobusem,samochodem ,szczególnie z małym dzieckiem.



6 komentarzy:

  1. Dziękuję za odwiedziny, od niedawna nieco odmieniłam swojego bloga tematycznie, wcześniej było czysto fotograficznie, teraz moje zamiłowanie do świec postanowiłam wykorzystać :) Dlatego zmieniłam adres jak i sam wygląd bloga.
    No nie widzę u Ciebie opcji dodania do obserwowanych abym nabieżąco mogła obserwować Twoje posty na bloggerze :)
    Trzymam kciuki za to aby Twoje świeczkowe dzieła ruszyły ponownie.
    A co do nowego bloga, to podoba mi się Twój pamiętnik emigrantki, warto poczytać takie porady i posłuchać opowieści innych. Na pewno bardzo przeżyłaś swoją przeprowadzkę...Będę pamiętać o akcie urodzenia dziecka. Co prawda dziecka jeszcze nie mam, ale przede mną jest jeszcze przyszłość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iriis dziękuje za komentarz. Wstawiłam opcję obserwowania bloga przez pocztę email. Należy tylko wpisać swój adres. Dziękuję,że zwróciłaś mi na to uwagę . Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. A samolotem mogłabym latać , leciałam tylko raz i bardzo mi się spodobało!! ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Leciałam samolotem raz. Pamiętam ten lekki strach gdy samolot zmieniając tor lotu przechylał się na bok. I cudowne wrażenie przelotu przez chmury... ma nadzieję, że jeszcze kiedyś dane mi będzie lecieć.

    Małgosia

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko tyle kontroli? jak leciałam do hiszpanii to nie było czegoś takiego :(

    OdpowiedzUsuń