Witajcie moi drodzy po dłuższej przerwie :)
Po raz trzeci w tym roku udało mi się wyjechać z małą m do Polski. Spędziłam tam 10 miłych dni ,pogoda dopisała - jednym słowem był to bardzo udany wyjazd.
Do Polski jechałam jednak z ciężkim sercem ponieważ czekała mnie wizyta u lekarza a wynik badania mógł zaważyć na moim życiu.
Od początku.
Parę miesięcy temu zauważyłam u siebie na nodze małą opuchliznę.Łudziłam się ,że to może od jakiegoś uderzenia,że zniknie itd. Nie zniknęło jednak ,a na dodatek po dokładnym wymacaniu okazało się ,że w moim udzie znajduje się jakiś guz. Na sama myśl co to może być cierpła mi skóra i zlewała fala gorąca. A ,że jestem mega panikarą i histeryczką ws zdrowotnych dopadła mnie deprecha i wielki strach przed badaniami.
Wzięłam się jednak w garść i postanowiłam iść z tą sprawą do mojego GP czyli lekarza pierwszego kontaktu. Przy okazji chciałam pokazać jeszcze jedna sprawę ,zmianę skórną która mam od wielu lat na drugiej nodze.
Po telefonicznym umówieniu wizyty wybrałam się do mojej przychodni. W gabinecie najpierw wywiad przeprowadziła ze mną pielęgniarka. Wypytywała o to kiedy się to pojawiło , czy rośnie ,czy boli itp. Była bardzo uprzejma i miła. Zapytałam się co z tą drugą sprawą i tu dowiedziałam się,że ogólnie obowiązuje zasada "one visit one problem" (jedna wizyta jeden problem/schorzenie),ale może skoro to dotyczy jednej części ciała to doktor zrobi wyjątek :).
W końcu w gabinecie pojawiła się pani doktor.